Koniec sierpnia to moment, w którym krzyżują się wspomnienia trudnych, ale ważnych dla naszego kraju wydarzeń. Pierwszego sierpnia wspominamy początek Powstania Warszawskiego, a ostatniego znajdujemy się w przededniu kolejnej rocznicy jego głównej przyczyny – wybuchu II wojny światowej. To świetna okazja, by wspomnieć o roli piosenki w tworzeniu przestrzeni wolności w zniewolonym kraju. Oczywiście to bardzo uproszczona opowieść, w rzeczywistości nic nie jest biało-czarne. I tutaj też znalazłoby się wiele odcieni szarości. Potraktujmy więc ten tekst jako zarys pewnego spojrzenia na rolę piosenki w podtrzymywani ducha walki.
W 1947 roku miał premierę film, „Zakazane piosenki”, w reżyserii Leonarda Buczkowskiego, który wprowadził do szerokiego obiegu piosenki śpiewane na ulicach okupowanej Warszawy. Wiele z nich było naiwnych, teksty bywały czasem niezgrabne, zrymowane po częstochowsku, ale to właśnie one dodawały otuchy walczącym o wolność. O tym, jak ważną pełniły one rolę niech świadczy fakt, że ich publiczne wykonanie można było przypłacić życiem.
Nie obywało się oczywiście bez wykorzystywania piosenki jako tuby propagandowej przez okupantów czy powojenne władze, wtedy jednak na arenę wchodziła uzbrojona w muzyczne kontrargumenty polska piosenka uliczna. Do dzisiaj wielu z nas potrafi zaśpiewać przynajmniej kilka linijek utworu „Siekiera, motyka, piłka, szklanka”.
W naszym kraju piosenka często była jedną z nielicznych przestrzeni wolnego wyrażania myśli, przez co regularnie bywała „na cenzurowanym”. Działo się tak nie tylko przed wieloma dekadami, w ciemnych czasach wojny, ale i całkiem niedawno, jeszcze w latach 70. czy 80. XX wieku.
Cenzura nie szczędziła pióra przy wykreślaniu kolejnych wersów nieprzystających do jedynej, słusznej wizji. Trzeba było się naśpiewać jeszcze wiele lat, „żeby Polska była Polską”. I trzeba to było robić w wyjątkowo sprytny sposób, żeby uniknąć modyfikowania kolejnych linijek, a jednak przekazać wiodącą, zakazaną myśl.
Obecnie śpiewać można niemal o wszystkim, twórców ogranicza właściwie tylko wyobraźnia. Piosenka wróciła na bezpieczne tory rozrywki, od czasu do czasu przypominając o swojej walecznej duszy w jakimś zaangażowanym społecznie songu. Nie straciła woli walki, ale pozwoliła sobie na większą swobodę.
Nie zapominajmy jednak, że kiedyś ktoś przetrwał jeszcze jeden beznadziejny dzień tylko dlatego, że usłyszał płynącą ulicami melodię piosenki, dzięki której nie stracił resztki nadziei na odzyskanie wolności. I już tylko za to możemy być jej wdzięczni.
A jakie są Wasze, Drodzy Czytelnicy, ulubione (nie)zakazane piosenki?